Forum Klasowe
  2B Rzadzi!
  FAQ  |  Szukaj  |  Użytkownicy  |  Grupy  |   Galerie  |  Rejestracja |  Profil |  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości 
Napisz nowy temat

Odpowiedz do tematu
  Opowiadania.
 
  Forum Forum Klasowe Strona Główna Off Top Opowiadania.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Co sadzisz o tym opowiadaniu?
Zajebiste
0%
 0%  [ 0 ]
Dobre
0%
 0%  [ 0 ]
Niezle
50%
 50%  [ 1 ]
Cienkie
50%
 50%  [ 1 ]
      Wszystkich Głosów : 2

 Autor
 Wiadomość
 Madaj
 Administrator
 



 Dołączył: 18 Paź 2006
 Posty: 169
 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Gronowo city:D

PostWysłany: Nie 0:35, 26 Lis 2006    Temat postu: Opowiadania.
Jezeli macie wene i lubicie pisac ten temat jest dla was:D

Ja zaczne. Jest to opowiadanie dzieki ktoremu dostalem sie do jednej z lpeszych gildii w pewnej grze MMORPG:D

Bylem paladynem jedynego Boga.
Urodzilem sie w wielkim miescie zwanym Rivangoth. Poczatkowo szkolony bylem na rycerza jednak moja matka bardzo religijna kobieta ublagala ojca abym mogl walczyc dla kosiola. I tak tez sie stalo. Po odbytym szkoleniu w Blekitnej szkole zostalem przeniesiony do Fortu Daerin na granicy z kraina orkow Krumsh. Po trzech latach spedzonych na granicy, po setkach patroli i dziesiatkach bitew stwierdzilem ze zycie Rycerza Kościoła nie odpowiada mi. Odszedlem z szeregow tej elitarnej jednostki i sporo podrozowalem. W koncu dotarlem na wybrzeze i postanowilem udac sie do wioski cos zjesc i wypic. Wszedlem do karczmy zamowilem jadlo i piwo i usiadlem przy stoliku. Wtedy do srodka weszla grupa piratow. Zamowili to samo co ja, zjedli, wypili i oczywiscie wszczli bojke. Na szczescie uszedlem calo. Po skonczonej bijatyce podszedlem do jednej z ladacznic i spytalem: Kto to bylo niewiasto? I skad przybyli? Ta spojzala na mnie i rzekla: Piraci a kto? Pochodza z jedenej wyspy lecz nie pamietam jej nazwy. podziekowalem i wyszedlem. Od spotkanego po drodze straca dowiedzialem sie gdzie lezy ta wyspa. Starzec dziwil sie dlaczego chce udac sie na ta wyspe pelna piratow. odrzeklem mu ze mam szanse po raz pierwszy w zyciu zaznac wolnosci tak samo jak tamci piraci. Udalem sie na owa wyspe. I teraz stoje przed wami i czekam na wasza decyzje. Czy przyjmiecie mnie czy tez nie?

Ocencie i jak chcecie to piszcie swoje:D A jak wolicie mozecie dokaczyc historie przezemnie zaczata:D

PS. Jest pare baboli: literowek ortow itp. Ale nie przeszkadza to az tak bardzo w czytaniu. Nie zwracajcie na to uwagi:D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
 Baranek
 Moderator
 



 Dołączył: 18 Paź 2006
 Posty: 229
 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
 Skąd: z nienacka

PostWysłany: Nie 0:46, 26 Lis 2006    Temat postu:
hehe :] podane do wojownikow Razz dobre ;] tez mam dam jak bede mial czas....

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
 Sergiej Łasuch
 Student
 



 Dołączył: 20 Paź 2006
 Posty: 175
 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: wole margaryne

PostWysłany: Nie 20:20, 26 Lis 2006    Temat postu:
Madaj ty masz swój swiat i swoje kredki

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
 Baranek
 Moderator
 



 Dołączył: 18 Paź 2006
 Posty: 229
 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
 Skąd: z nienacka

PostWysłany: Śro 20:53, 29 Lis 2006    Temat postu:
nie zle, bo stac cie na wiecej :]

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
 Baranek
 Moderator
 



 Dołączył: 18 Paź 2006
 Posty: 229
 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
 Skąd: z nienacka

PostWysłany: Pon 20:41, 21 Maj 2007    Temat postu:
Dam swoje stare podanie do BG xD (BG -błekitna Gildia z [link widoczny dla zalogowanych] )

Cytat:
Siedzenie w sali biesiadnej nie jest szczytem moich marzeń, jednak jedna myśl toczyła mój umysł niczym choroba. O tym co było i o tym co miało nadejść. Gwar panujący w karczmie miał zapewnić choć chwilę rozluźnienia, jednak nie dało to spodziewanego rezultatu. Kwaskawe piwo miejscowej roboty nie nastarczało mi bynajmniej chęci by upić go choć trochę. Gdy już gotowałem się by wstać od stolika i wrócić do wynajętego pokoju, dosiadł się do mnie jakiś młody mężczyzna. Widocznie zdążył już wypić co nieco bo jego uśmiechnięte oblicze było lekko zaczerwienione.
- A skąd taka paskudna mina w taki piękny wieczór? Piwo nie smakuje? - zapytał rozbawiony patrząc na pełny kufel stojący przede mną.
- Nie mam nastroju na pogaduchy - odpowiedziałem nie kryjąc niechęci - Jeśli chcesz, to wypij moje zdrowie - podsunąłem mu kufel.
Mężczyzna tylko się uśmiechnął i bez skrępowania wzniósł bezgłośny toast. Otarł grzbietem dłoni usta i westchnął.
- No już. Możesz zaczynać. Wysłucham tego co masz do powiedzenia, skończę piwo i już mnie nie ma. Zgoda? - słowa nieznajomego zdziwiły mnie do takiego stopnia, że przytaknąłem. Cóż mi zaszkodzi, a nie wydawało mi się bym łatwo się go pozbył.
- Jeśli już chcesz coś usłyszeć, to proszę bardzo, ale nie spodziewaj się niczego ciekawego - uprzedziłem go i zacząłem opowiadać.

Ojciec mój był kupcem, a że w swym fachu był wprawiony to nie brakowało w domu niczego. Jego żona a moja matka zajmowała się domem i pomocą w świątyni Eliego. Narodziny syna, czyli mnie były dla ojca ważne, bo miał wreszcie komu przekazać swoje interesy, jednak nie wszystko szło po myśli moich rodziców. Pomimo dostatku i starannej opieki choroba nie opuszczała naszego domu i uzdrowiciele byli częstymi gośćmi w naszych progach. Byłem wątły i słaby. Chorowałem często a powikłania nie raz i nie dwa zbliżały mnie niebezpiecznie do śmierci. Nauki pobierałem w domu a nauczycielem była mi matka i wynajmowani przez nią nauczyciele. Ojciec przejmował się bardzo mym losem i poświęcał ciężko zarobione pieniądze na moje leczenie. Lekarze, uzdrowiciele, szarlatani... Żerowali na ojcowskiej miłości do syna a ojciec tracił nadzieje. Całymi miesiącami nie było go w domu. Pod pozorem interesów starał się uciec od problemów i widoku chorego dziecka.
Matka powtarzała zawsze, że wszystko będzie dobrze i że wiara mnie uratuje. Po dziesiątkach nieudanych kuracji z których niektóre pogarszały mój stan nie pozostało mi nic innego niż wesprzeć się na słowach matki.
Lata mijały a namiastka życia jaką stało się przebywanie domowym zaciszu i nieczęste spacery, stała się się udręką. Coraz mniej było we mnie wiary, lecz matka powtarzała nieustannie, że wiara jest jedynym co mamy.
Nadszedł dzień gdy ojciec miał wrócić. Leżałem w łóżku dręczony gorączką, lecz słyszałem dokładnie. Ojciec rozmawiał z matką o tym, że chce mieć zdrowego syna, że nie może patrzeć na to co się dzieje. Słyszałem tylko błagania matki by choć zajrzał do mnie, lecz miast tego dotarł do mnie hałas odjeżdżającego wozu.
Nie wiem co wtedy było powodem mej siły. Matka twierdzi, że to Eli spojrzał na mnie łaskawszym okiem. Z dnia na dzień czułem się lepiej. W uszach wciąż dźwięczały mi słowa ojca których łapałem się gdy brakło mi sił.
Gdy ojciec wrócił byłem innym człowiekiem. Dorosły wiek był tuż, tuż a ja zacząłem odkrywać dopiero prawdziwe życie. Moje zachcianki były spełniane w chwilę po tym jak się pojawiły, lecz matka skutecznie przypominała mi, że winien jestem życie Eliemu.
Gdy nadszedł dzień w którym wstępowałem w dorosłe życie, wśród radości spotkała mnie niemiła niespodzianka. Byłem przygotowany na dalekie podróże wraz ojcem i cieszyłem się na nie, bo świat wciąż nie przestawał mnie zadziwiać. Jednak matka wpłynęła na niego i podjęli wspólnie decyzje, że trafię do klasztoru, gdzie będę mógł podziękować za darowane życie.
Miałem żal, jednak postąpiłem zgodnie z tym poleceniem.
Powtarzałem sobie, że Eli nie po to zwrócił mi życie bym je tracił w klasztornych murach i często buntowałem się przeciw ascetycznemu życiu co starsi mnisi komentowali wyrozumiałymi spojrzeniami. Widząc, że męczą mnie codzienne obowiązki odesłali mnie do klasztornych strażników do pomocy w nadziei, że skutecznie zmęczą mnie zadaniami. Praca, praca i jeszcze raz praca. Uczestniczyłem we wzmacnianiu murów, niezbędnych naprawach, rozładowywaniu towarów z wozów, które zaopatrywały klasztor. Jeśli nie było nic do roboty, strażnicy z nieukrywaną satysfakcją wymyślali mi najróżniejsze zadania.
Zgodnie z oczekiwaniami mnichów wkrótce brakło mi sił na buntowanie się. Minął tak rok.
Pewnego dnia zaczęły chodzić słuchy o potworach grasujących w okolicy. Postanowiono wzmocnić straże i poszukiwano ochotników. Niewiele myśląc zgodziłem się przejść szkolenie.
Pożałowałem tego już po tygodniu, gdy uzdrowiciel nastawiał mi powybijane palce. Postanowiłem jednak się nie poddawać i po jakimś czasie zacząłem dorównywać w walce dotychczasowym wojownikom strzegącym bramy.
Ledwo moje szkolenie dobiegło końca u bram klasztoru pojawiła się zbrojna drużyna złożona z paladynów w służbie Eliego. Długo ich przywódca rozmawiał z przeorem naszego zakonu. Po paru godzinach, po ówczesnym uzupełnieniu zapasów przygotowywali się do drogi. Obserwowałem ich poczynania z ciekawością, zastanawiając się jak pełne przygód życie muszą prowadzić. Mój wzrok napotkał spojrzenie dowódcy. Trwało to dłuższą chwilę przez którą nie mogłem nawet się ruszyć. Po chwili odwrócił się i poszedł w stronę naszego przeora widocznie tracąc mną zainteresowanie. Odetchnąłem z ulgą nie wiedząc sam dlaczego. Wzruszyłem ramionami i wróciłem do swoich zajęć od których oderwało mnie zaskakujące polecenie. Miałem spakować się czym prędzej i wyruszyć wraz z paladynami. Na nic zdały się pytania o cel wyprawy.
Dostałem konia i niezbędny ekwipunek. Stary, wysłużony miecz i małą tarcza stały się mym orężem a niewygodna, ćwiekowana skórznia pancerzem.
Wyruszyliśmy w końcu a naszym celem co się później okazało był Fort Dearin. Podczas jednego z postojów zagadnąłem dowódce dlaczego akurat ja...
- To chyba oczywiste chłopcze. Spoczęło na tobie spojrzenie Eliego. Masz wobec niego dług wdzięczności jak my wszyscy - powiódł wzrokiem po reszcie paladynów - Każdy z nas ma swoją misje, jednak jaką dowiemy się u jej kresu. Jeśli znajdziesz w sobie dość sił, może uda ci się dobrnąć do końca.
- Nawet nie wiem jak się nazywacie, nic o was nie wiem - próbowałem przeciągnąć rozmowę by wydobyć z niego coś więcej - Co dalej ze mną będzie?
- Jedyne imię jakie powinieneś znać to imię Eliego a będzie to co postanowił - uciął rozmowę i udał się do swoich zajęć.
Przez chwilę poczułęm się jak ktoś wyjątkowy. Spojrzenie boga... Lecz każdy z nich został nim obdarzony a to jeszcze nic nie oznacza. Jak można zmarnować taki dar było mi poznać niemal rok później.
Jako początkujący wojownik zostałem przydzielony do oddziału podobnych mi osób, którzy mieli zajmować się ochroną ludności na terenach objętych konfliktem z Kruumshem. Dowodził nami Mistrz Maximus, który był naszym wzorem do naśladowania. Każdy rozkaz wykonywał idealnie. Nie było miejsca w jego zachowaniu na błędy i potknięcia. Życie upływało nawykonywaniu przydzielonych zadań i drobnych potyczkach. Zżyty z oddziałem czerpałem przyjemność ze służby i wiedziałem, że w końcu znalazłem swą drogę. Pewnego dnia dostaliśmy zadanie ewakuacji wioski, która stała na szlaku wrogich wojsk. Mieliśmy mało czasu i rozkaz był jasny. Nie możemy zostawić nikogo żywego na pastwę wroga i ludność musi trafić w bezpieczne miejsce. Nie wszystko jednak poszło po naszej myśli. Osób było zbyt wiele i ogarnęła je panika. Nasz oddział był zbyt mały i z trudnością radziliśmy sobie z ewakuacją. Na dodatek rogi wojenne odzywały się z coraz bliższej odległości.
Część wioski należąca do mnie i moich kompanów została przeprowadzona bezpiecznie w stronę lasu. Udałem się na poszukiwania dowódcy. Wśród opustoszałych uliczek zobaczyłem go i młodą kobietę z dzieckiem. Kobieta utykała i ogarnięta paniką nie chciała opuścić wioski. Wyglądało jakby obłęd ogarnął mojego mistrza. Zapluł się wykrzykując, że musi wypełnić rozkaz i nikt mu w tym nie przeszkodzi. W odpowiedzi kobieta wykrzyknęła, że może ją zabić a nie ruszy się stąd. To co stało się w chwilę później ogarnęło mą duszę chłodem i zwątpieniem. Mój dowódca z wściekłością wyciągnął miecz i pchnął nim kobietę przebijając również trzymane przez nią w ramionach dziecko.
- Nikt żywy tu nie zostanie! Nie pod moimi rozkazami! Nie wtedy jak ja dowodzę! - wykrzykiwał do umierającej kobiety a w jego głosie znaczyło się szaleństwo.
Ogarnął mnie strach i niedostrzeżony przez Maximusa uciekłem w stronę mojego oddziału. Nikt by nawet mi nie uwierzył. To było tak niedorzeczne, że sam nie wiedziałem czy oczy mnie myliły. Gdy powrócił do nas był spokojny jak zawsze, lecz dostrzegałem w nim zmianę. Gdy wróciliśmy do Fortu postanowiłem odejść, tłumacząc swą decyzje listem z domu i chorobą matki. Nie zamierzałem już tam wracać. Postanowiłem uciec na zawsze od wspomnienia tego zdarzenia. W taki sposób trafiłem tutaj. Opowiadając nieznajomemu przy kuflu piwa historie, która złamała moją wiarę.

- Dobry z ciebie facet... tak mi się przynajmniej zdaje - mój rozmówca dokończył piwo i popatrzył na mnie uważnie - A tacy jak ty są potrzebni na tym świecie. Błękitni powiadają, że dobro najwyższym celem.
- Błękitni? Masz na myśli sławną Błękitną Gildie? - zapytałem.
- Tą samą. Zrób coś z sobą miast się użalać i rozpamiętywać czyn jakiegoś szaleńca. Dołącz do nich... spróbuj, to nic nie kosztuje - to powiedziawszy wstał i poklepał mnie po ramieniu - Dzięki za piwo i opowieść. Zgodnie z umową już sobie idę - oddalił się i zniknął mi z oczu zostawiając mnie z nową myślą. Postanowiłem spróbować. Nazajutrz udałem się w podróż do Gaju Motyli. Gdy tam dotarłem udałem się do punktu rekrutacyjnego i opowiedziałem swoją historię. Kazano mi czekać, więc czekam na odpowiedź.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
 Strona 1 z 1 (Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)) Wyświetl posty z ostatnich:      

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
SteelGraphite template and graphics © 2004 designed by boo. Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Regulamin